czwartek, 17 maja 2012

Czy cuda się zdarzają?

Od kilku miesięcy stawiam na naturalniejszą pielęgnację włosów i choć nie zrezygnowałam z silikonów, bo przy moich rozjaśnianych włosach oznaczało by to katastrofę, to staram się je ograniczyć do stosowania na suche włosy już po myciu i użyciu bezsilikonowej odżywki. Jednak już dawno słyszałam dobre opinie na temat odżywki Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor. Zdaje sobie sprawę, że to silikonowa bomba, ale kiedy tylko trafiła się okazja skusiłam się na jej wypróbowanie. Wiem też, że w Polsce można ją dostać na Allegro za ok 35 zł z przesyłką. 

Czy po trzech minutach zdarzył się cud?


O cudzie za chwilkę. Zacznijmy od początku, czyli od opakowania. Etykieta wydaje mi się bardzo estetyczna, bez zbędnych ilustracji - lubię prostotę. Odżywka jest zamknięta w białej tubie, która stoi do góry dnem, dzięki czemu kosmetyk cały czas spływa do otworu wylotowego. Sam aplikator wydaje mi się dziwny bo odżywki... nie można zamknąć! Na dnie znajduje się otworek zakryty silikonową błonką i nawet kiedy stoi "na głowie" odżywka się nie wylewa, jednak wystarczy ścisnąć butelkę, aby ją wydobyć. Z pewnością nie da się z takim opakowaniem podróżować bez ryzyka zalania całego bagażu.


Nie znam się zbytnio na składach kosmetyków ale ten z Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor nie wydaje mi się zbyt przyjazny. Z tego co udało mi się znaleźć w sieci to jej działanie opiera się na silikonach i emolientach, czyli substancjach, które tworzą na włosach film zapobiegający nadmiernemu odparowywaniu wody z powierzchni włosów oraz ułatwiają rozczesywanie. Natrafiłam też na określenie "pośrednio nawilżające" - czyli nie nawilża, ale pomaga utrzymać nawilżenie.

Nie rekonstruuje więc włosów, a jedynie doraźnie poprawia ich wygląd.


Konsystencje ma gęstą, typową dla odżywek drogeryjnych. Kolor odżywki jest lekko brzoskwiniowy. Zapach ma dziwny, trochę owocowy, ale chemiczny, mi nie przypadł za bardzo do gustu. 


Powróćmy zatem do naszego pytania: Czy po trzech minutach zdarzył się cud? 

Odpowiedź jest dość oczywista: Cudów nie ma.

Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor jest przyzwoitą drogeryjną odżywką, wygładza włosy i ułatwia rozczesywanie. Tak samo jak Pantene, Nivea, czy Dove. Cudów nie robi i nie widzę sensu wydawania na nią 35 zł, skoro robi to samo co preparaty za 8-12 zł. 

Ocena 4/10

10 komentarzy:

  1. Często te droższe preparaty do włosów są gorsze od zwykłych z drogerii. No chyba, że mówimy o kosmetykach naturalnych to tu przeważnie droższy znaczy lepszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. dlatego ja zawsze podchodzę do tych kosmetycznych cudów z przymrużeniem oka, nie ma się co nastawiać na cuda, a już na pewno nikt mnie nie przekona, że warto wydawać fortunę na kosmetyki do włosów ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No niestety... ja już w cuda nie wierzę :) Na chwilę obecną Pantene i Wella pro series kompletnie mnie satysfakcjonują. Rezultaty po Kerastase czy innym Matrixie były identyczne.

    OdpowiedzUsuń
  4. To już wolę znany Biovax. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja miałam dwie maseczki z Aussie i rzeczywiście - szału nie ma. Są w porządku, ale to trochę za mało jak za maseczkę za 35 złotych. Za 18 mam Gliss Kur, który bardzo lubię!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze, muszę o to zapytać - jaki masz model aparatu? :)

    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=405163302861395&set=a.405162369528155.97030.194338060610588&type=3&theater Zapraszam do klikania Lubie to!! Bardzo proszę o głosy w konkursie!

    OdpowiedzUsuń
  7. No to lipa , że się nie sprawdziła . Ja uwielbiam maskę stapiz sleek line z jedwabiem i wyciągiem z pestek słonecznika oraz kallosa late :) Pozdrawiam i obserwuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fakt, cudów nie ma

    OdpowiedzUsuń