poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Wylądowałam

Pewnie kilka z was wie, że miałam w planach przeprowadzkę. Oto jestem już na miejscu. Mieszkam teraz w UK. Trafiłam do pięknej okolicy, do dość dużego domu (który wynajmujemy w sumie w osiem osób). 

Mamy ogródek z małą "szklarnią"!



Obok jest piękny park i jeśli macie ochotę to wkrótce zrobię kilka zdjęć.
Na jakiś czas niestety jakość zdjęć mocno spadnie bo nie byłam w stanie zabrać swojego aparatu, więc do dyspozycji mam tylko komórkę :( Przed wyjazdem udało mi się obfotografować jeszcze kilka kosmetyków, więc pojawi się kilka recenzji z dobrymi zdjęciami i miejmy nadzieję że do tego czasu mój stary, wysłużony aparat przyjdzie do mnie.

Pozdrawiam :*

Maska z granatem i aloesem Alterra

O tej masce chyba słyszeli już wszyscy. Nie będę ukrywać, że i również moje serce udało jej się podbić. Alterra maska z granatem i aloesem mimo, iż jest kosmetykiem dość niedawno wypuszczonym na rynek, to już zasłużyła na miano kultowego. Nie widziałam chyba jeszcze złej opinii na jej temat.


Opakowanie tej maski jest całkiem estetyczne i wygodne. Klasyczna tuba stoi na nakrętce, dzięki czemu produkt spływa na dno. Również samo tworzywo, z którego wykonane jest opakowanie, za sprawą odpowiedniej miękkości pozwala na łatwe wyciśnięcie kosmetyku.


Konsystencja jak na maskę jest dość rzadka, na zdjęciu widać, że po chwili zaczyna spływać. Mi to jednak nie przeszkadza, najważniejsze, że działa. 

Włosy po niej są gładkie i miękkie, rozczesują się bez żadnego problemu mimo, że maska nie zawiera silikonów. Dla mnie to duży sukces bo jeszcze 4-5 miesięcy temu pakowałam w moją czuprynę masę silikonów, a i tak miałam problemy z rozczesaniem. Na czubku głowy zawsze miałam gniazdo kołtunów. Teraz, między innymi dzięki tej masce i delikatnym przyciemnieniu włosów, problem ten całkowicie zniknął i spokojnie mogę nie używać ułatwiających rozczesywanie odżywek w sprayu, bez których nie mogłam wcześniej żyć.


Innym ważnym dla mnie elementem jest to że włosy nie są po niej przeciążone i spokojnie mogę je myć co dwa, trzy dni (nawet jeśli po każdym myciu stosuję tę maskę). Mam bardzo gęste i grube włosy, które długo schną i pomijając nawet aspekty zdrowia włosów, to nie mam po prostu czasu na ich codzienne mycie.

Podsumowując, maska z granatem i aloesem Alterra jest kolejnym produktem tej firmy, który spełnił całkowicie moje oczekiwania. Mam dziką satysfakcję z tego, że używając kosmetyków naturalnych robię naprawdę coś dobrego dla swoich włosów, a one mi się odwdzięczają. Maskę mogę z czystym sumieniem polecić każdemu. Może za pierwszym razem trochę zawieźć, ale wiadomo, kosmetyk naturalny potrzebuje czasu żeby zadziałać.

Ocena:10/10

sobota, 28 kwietnia 2012

Tusz Sephora Lash Plumper

Ostatnio dużo u mnie recenzji tuszów. Po dwóch kompletnych klapach chciałabym wam pokazać jedną z moich ulubionych maskar. Sephora Lash Plumper w kolorze Ultra Black kupiłam kiedyś przypadkiem. Pilnie potrzebowałam nowego tuszu, a w najbliższym centrum handlowym nie ma żadnej drogerii, jest tylko Sephora. Pomyślałam, że za tę cenę nie może być źle (teraz już wiem, że mogłoby być, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło ;) ).


Lash Plumper kosztował ok 50 zł. Nie jest to mało, ale do przeżycia. Zwłaszcza, że niektóre drogeryjne maskary potrafią osiągać wyższą cenę. Warto jednak, jak zawsze w przypadku produktów Sephory, polować na promocje - ten egzemplarz maskary udało mi się kupić w promocji wymiankowej za 50% ceny.


Szczoteczka jest klasyczna, dość duża, ale to i tak maluszek w porównaniu z Essence I Love Extreme czy Isadora Big Bold. Moim zdaniem jest idealnej wielkości. 
Konsystencja tuszu jest dość mokra i długo schnie. Może przez to odbijać się na powiece, więc trzeba uważać. Jednak dzięki temu można długo z nią pracować i nakładać wiele warstw zanim zacznie się grudkować. Dodatkową zaletą jego konsystencji jest długa trwałość, swój poprzedni egzemplarz używałam codziennie przez 6 miesięcy, a konsystencja, mimo że troszkę zgęstniała to wciąż używało się go bardzo dobrze. Nie wyrzuciłabym go, gdyby nie to, że jego ważność dobiegła już końca.


Efekt pogrubienia nie jest spektakularny, ale dzięki temu też nie wygląda komicznie. Mam jasne i cieniutkie rzęsy, a dzięki Lash Plumper są dobrze podkreślone, lekko pogrubione i odrobinę wydłużone, a przy tym nie są posklejane. Tusz nie osypuje się nawet po całym dniu.

Ocena: 9/10

wtorek, 24 kwietnia 2012

Bandi Professional Line Krem z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym

Uch, od dwóch dni w moim bloku firma dostarczająca internet robi "renowację sieci" czyli wymienia okablowanie, przez co w godzinach od 8 do 16 nie mam dostępu do internetu. I jak ja mam pracować w takich warunkach :( I to akurat kiedy ja się wyprowadzam = nie potrzebuję ich nowych kabli.

No ale koniec narzekania. Dziś mam dla Was recenzję chyba jedynego KissBoxowego kosmetyku który był wart uwagi. Z tego względu cieszę się, że zdecydowałam się na pudełko lutowe mimo wszystkich związanych z nim kontrowersji. Co nie zmienia faktu, że jestem zniesmaczona faktem ich wystąpienia.

Jak widać w tytule mowa tu o kremie Bandi z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym. Nazwa długa i niezbyt marketingowa ale za to dobrze opisuje to czego możemy się spodziewać.
O firmie Bandi nigdy wcześniej nie słyszałam , bo jej produkty sprzedawane i używane są głównie w salonach kosmetycznych, więc tym bardziej byłam ciekawa tego kremu. 



Zaczęłam go używać zaraz po otrzymaniu KissBox, czyli 14 lutego. Dziś po lekko ponad 3 miesiącach używania chciałabym o mojej kuracji kremem z kwasami opowiedzieć.

Krem zamknięty jest w przyjemne, mlecznobiałe opakowanie z wygodną pompką. Jest to rodzaj opakowania który najbardziej lubię, czyli taki z podwójnym dnem zasysanym przez pompkę do góry, dzięki czemu nie marnuje się krem zostający na ściankach. (Takie samo ma podkład Bourjois Healthy Mix). Przez opakowanie również widać ile kremu zostało.


Niestety na opakowaniu nie ma podanego pełnego składu - w KissBoxie była dołączona karteczka ze składem, którą oczywiście zgubiłam. Na szczęście nie ma problemu ze znalezieniem składu w internecie

skład:
Aqua, Propylene Glycol, Dimethyl Isosorbide, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Decyl Cocoate, Ethylhexyl Stearate, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Panthenol, Cyclopentasiloxane, Ceteareth-20, Dimethicone, Pyruvic Acid, PEG-100 Stearate, Azelaic Acid, Salicylic Acid, Gluconolactone, Allantoin, Wheat (Triticum Vulgare) Germ Extract, Dimethicone Crosspolymer, Xanthan Gum, Sodium Hydroxide, Saccharomyces Cerevisiae Extract, Sodium Hyaluronate, Cyclohexasiloxane, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool, D-Limonene 

Za to na spodzie ma podaną dokładną datę ważności! Duży plus, że nie zasłaniają się jakimiś kodami czy znaczkami.



To opakowanie jest "próbka" i zawiera 30 ml produktu. Oryginalnie sprzedawane jest w pojemności 50 ml. Z pewnością mogę powiedzieć że krem jest bardzo wydajny. Chojnie smarowałam nim buzię co noc przez trzy miesiące i jeszcze trochę go zostało. Myślę, że 50 ml spokojnie wystarczy na kurację od jesieni do wiosny.

Krem Bandi ma biały kolor i przyjemną kremową konsystencję, taki zwyklaczek z niego. Jego zapach opisałabym jako całkiem przyjemny, jednak trochę zalatuje jakby chlorem, ale nie jest to drażniący smród, raczej delikatna nuta.



A teraz najważniejsze, czyli efekty.

Zacznę od złej wiadomości - nie zlikwidował zaskórników :(

Podejrzewam że musiałabym go używać dłużej, może 5-6 miesięcy, ale niestety słońce jest już coraz silniejsze i nie chcę ryzykować przebarwieniami.

Poza tym same plusy.
Faktura skóry się wyrównała. Zawsze miałam takie szorstkie miejsce na brodzie i żadne kremy ani peelingi nie pomagały a Bandi z kwasami sobie poradził w pierwszym tygodniu!
Ponadto rozjaśniły się blizny po trądziku. Co prawda nigdy nie miałam ostrego trądziku, ale zawsze kilka niespodzianek w miesiącu się pojawiało i zostawiało na długie miesiące czerwone placki. Teraz wszystkie stare rozjaśniły się, a te nowo powstałe znikały dużo szybciej.
Pory wyglądają na węższe, już nie są takimi kraterami, jak kiedyś. Dalej są widoczne, krem nie sprawił że zniknęły, lub że wyglądają jak u kogoś z suchą cerą, ale jest zdecydowanie lepiej.

Jestem na tyle zadowolona z efektu, że chyba się skusze na taką kurację następnej jesieni i zobaczymy efekty po dłuższym stosowaniu. Może użyję kremu Bandi, może jakiegoś innego, jeszcze nie wiem co mi wpadnie w ręce.

A wy stosowałyście kurację kremami z kwasami? Używałyście Bandi z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym, czy polecacie raczej coś innego? Może Triacneal?

Denka marca i kwietnia

Muszę już powyrzucać te walające się opakowania, dlatego dziś będzie notka denkowa. Niewiele udało mi się zużyć w ciągu ostatnich dwóch miesięcy mimo, że bardzo się starałam. Cóż, bywa.


Zaczynamy od lewej:

Ziaja Tonik Ogórkowy - mój absolutny faworyt jeśli chodzi o toniki. Tani, pięknie pachnie tak jakbyśmy się spodziewali - ogórkami, odświeża twarz, bardzo przyjemny w stosowaniu.

Alterra Szampon nadający połysk z brzoskwinią i pszenicą - recenzowałam go już na blogu, więc nie będę się rozpisywać. Chętnie go jeszcze kiedyś kupię.

Ziaja Szampon intensywny kolor do włosów farbowanych - Całkiem przyjemny szampon bez silikonów. Włosy były po nim trochę splątane, ale do przeżycia. Kosztował ok 6-7 zł Przyjemnie pachniał i był całkiem wydajny. Za tę cenę na pewno polecam - zawiera SLS więc nada się do zmywania cięższych stylizacji i silikonów z włosów.

Ziaja Intima Kremowy płyn do higieny intymnej - Znowu tani kosmetyk za kilka złotych. Jest to już moja któraś butelka z kolei. Ma bardzo dużą pojemność i wygodną pompkę. Sprawował się przyzwoicie.

AA Wrażliwa natura Nawilżający żel do mycia twarzy - Nawilżający to on nie jest (jak żaden inny żel do mycia), ale bardzo dobrze radził sobie z myciem twarzy i nie przesuszał. Zmywa makijaż, nawet liner w żelu Essence. Zapach nie jest super przyjemny ale i tak lepszy niż jego kolegi z serii dla skóry wrażliwej. Ma lekko galaretkową konsystencję, podobną do szamponów Alerra.

A wam jak idzie zużywanie zapasów? Też tak ciężko jak mi?

sobota, 21 kwietnia 2012

Płomienne włosy

Wczoraj wieczorem odbyła się kolejna próba farbowania włosów. Wiem że to zbyt szybko i jest to nie zdrowe dla włosów, ale nie mogłam wytrzymać z tymi ciapkami na włosach. Tym razem użyłam farby Joanna Naturia w kolorze 220 Płomienna Iskra.

źródło: joanna.pl

Miałam pewne wątpliwości co do jakości produktów tej polskiej firmy. W końcu czego mogę oczekiwać od farby za 6,50zł, skoro do tej pory używałam co najmniej dwa razy droższych. Jednak po dokładnych oględzinach widać na czym oszczędzał producent - nie ma załączonej odżywki, ulotka nie jest na kredowym papierze, opakowania w środku też wyglądają dość tanio. Mnie to jednak nie przeszkadza - odżywki w domu mam, a opakowanie i tak przecież zaraz wyrzucę. Najważniejsze, że sama farba jest całkiem niezła. Mimo, że znowu jest to farba do nakładania na mokro, jest dużo łatwiejsza w aplikacji niż L'Oreal Preferance ze względu na swoją kremową konsystencję i jagodowy kolor - od razu widać gdzie farba już została nałożona. Kolor wyszedł bardzo intensywny i dość równomierny.


Zanim jednak będę mogła polecić tą farbę, muszę ją ponosić, zobaczyć jak się będzie wypłukiwać i czy na dłuższą metę nie zniszczyła moich włosów. Nauczyłam się jednak, że nie powinnam przekreślać tańszych farb tylko ze względu na to, że pani na pudełku ma minę mówiącą "Boszsz, co wyście zrobili z moimi włosami".

piątek, 20 kwietnia 2012

Mam ci ja nowy kolor włosów

Tak jak wczoraj obiecałam pojawia się recenzja farby wraz z pokazem co i jak wyszło. 

Zacznę jednak od farby. Użyłam L'Oreal Preferance w kolorze 74 Mango. Opakowanie mnie urzekło, modelka piękna i jeszcze piękniejszy ma kolor włosów - pomijając fakt, że był to jeden z nielicznych jasnych rudych. Kosmetyk kosztował nie mało, bo 24 zł w promocji w Rossmanie. Natomiast to co mi się podoba, to to, że farby po zmieszaniu składników wychodzi aż 120 ml zamiast standardowych 100 ml, co rzeczywiście pozwoliło mi na pokrycie wszystkich włosów jednym opakowaniem. Otrzymujemy również bardzo dużą odżywkę o pojemości 54 ml.



Tu niestety plusy się zakończyły. W komplecie dostajemy "profesjonalne" rękawiczki. Czarne, matowe, wyglądały całkiem porządnie, do czasu kiedy je założyłam. Już podczas ubierania zrobiłam w nich dziurę, no ale da się żyć. Były dość ciasne, co może spodobać się posiadaczkom maleńkich dłoni, ale nie mnie - choć nie mam ogromnych szłap. 

Konsystencja farby L'Oreal Preferance jest "żelowa". składniki farby dość łatwo wymieszały się w załączonej buteleczce. Jednak wydaje mi się ona zbyt rzadka, niestety kapała z włosów i brudziła umywalkę oraz koszulkę, w którą byłam ubrana (nie żeby mi było jej żal).

Największym jednak problemem, według mnie, jest to, że farbę trzeba nakładać na mokre włosy. Nie cierpię tego typu specyfików. Główną zaleta farb na sucho jest to że dokładnie czujemy ile nałożyłyśmy farby oraz gdzie została już nałożona, a gdzie jest jej jeszcze za mało. Analogicznie przy nakładaniu farby na włosy mokre te plusy znikają. Dodatkowo ta żelowa konsystencja sprawiła ze farba była dość niewidoczna na włosach dopóki nie zaczęła działać. Dzięki temu nabawiłam się włosów w ciapki.


Kolor sam w sobie bardzo mi się podoba, gdyby nie to jak problematyczne jest nakładanie tej farby. Na 100% nie będę się nią więcej babrać. Takie włosy zdecydowanie wymagają poprawki. Już kupiłam dwa opakowania innej farby - Joanna Naturia w kolorze 220 Płomienna iskra (6,50zł!) więc niedługo spodziewajcie się relacji z kolejnej próby wyrudzenia.

Nigdy nie miałam farby z Joanny. Miałyście doświadczenia z farbami tej firmy? Czy za tą cenę można dostać dobrą farbę? Czy kupując te niepolskie płacimy jedynie za ładniejsze opakowania i "markę"?

czwartek, 19 kwietnia 2012

Mały haul z Rossmana

Bardzo walczyłam ze sobą i powstrzymywałam się przed zakupami, bo za półtora tygodnia wyprowadzka i już dziś wiem, że wielu rzeczy nie będę mogła ze sobą zabrać. Ale oczywiście według prawa Murphy'ego wszystko musi mi się kończyć właśnie teraz. Mam jeszcze tyle czasu, że bez podstawowych kosmetyków nie przeżyję, a jednocześnie tak mało, że nie zdążę niczego zużyć do końca. No cóż, kupiłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy.


Antyperspirant Garnier Mineral Intensive 72h. Tego jeszcze nie miałam, siakaś nowość. Ogólnie bardzo lubię kulkowce z serii pseudo-mineralnej.


Dalej mamy żel pod prysznic Alterra z jagodami i wanilią oraz szampon Alterra nadający objętość z papają i bambusem. Znowu obie rzeczy są dla mnie nowe i wybrane głównie po zapachu.


Nawilżający żel do mycia twarzy AA Wrażliwa Natura - to już moje drugie opakowanie, jestem z niego całkiem zadowolona.


Krem pod oczy AA Technologia Wieku Energia Młodości 30+. Kolejna nowość. Lubię kremy pod oczy AA, zobaczymy czy ten nie zmieni o nich mojej opinii ;)


I na koniec farba do włosów L'Oreal Preferance w kolorze 74 Mango. Tak, tak. Idę w rudość. Uznałam, że czas na wiosenną zmianę koloru, a ten jasny rudy wyjątkowo mnie urzekł. Farba jest dość droga bo w promocji w Rossmanie kosztowała ok. 24 zł, ale jest jej aż 120 ml, więc powinno wystarczyć jedno opakowanie na moje długie i gęste włosy. Innej farby musiałabym użyć dwa opakowania, co mogło by być wręcz jeszcze droższe.



Włosy będę farbować dzisiaj wieczorem. Zrobiłam już zdjęcia przed, więc jutro spodziewajcie się postu z efektem.

środa, 18 kwietnia 2012

Powtórka z rozrywki

No szlag mnie trafia. Nie minęło wiele czasu od mojej ostatniej recenzji tuszu Esssence I love extreme, a tu trafia do mnie jego brat bliźniak. Chodzi o tusz IsaDora Big Bold Mascara, który otrzymałam w ramach "podziękowania za dyskusję" po lutowej aferze z KissBox



Jak widać maskara posiada ogromną szczotę, mniej więcej tej samej wielkości co I Love Extreme z Essence. Jedyną różnicą jest to, że szczoteczka IsaDory próbowała być trochę oryginalna i ma takiej jakby dwa wcięcia, w których nie ma włosków. Nie powoduje to jednak żadnej różnicy w aplikacji. (Przepraszam za plaster na kciuku, gapowata jestem i miałam mały wypadek w kuchni ;) )


Pozostałe wrażenia są identyczne jak mojej poprzedniej recenzji. IsaDora Big Bold Mascara powinna nazywać się Big Guda Maszkara - jej konsystencja jest strasznie sucha i już na szczoteczce widać miliony grudek. Ja nie wiem jak można wypuszczać na rynek coś takiego, zwłaszcza, że tu mam pewność, że maskara jest świeża i nie była nigdy odkręcana bo opakowanie było zafoliowane.



Jeśli IsaDora czy Baltic Company chciały udobruchać swoje klientki i poprawić wizerunek marki wysyłając im ten tusz, to niestety był to bardzo celny strzał w stopę. Ja na pewno mam dosyć testowania produktów tej firmy i nie skuszę się na zakup żadnego ich produktu przez długi czas.

P.S. Specjalnie dla Obsession - na brwiach można zobaczyć jak wygląda Catrice Eyebrow Set w akcji ;)

Czy Wy znacie może jakiś kosmetyk z tej firmy, który nie tylko działa, ale jest też wart ceny za jaką można go kupić w Polsce?

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kryolan lipstick w kolorze LC101

Na początku kwietnia pisałam, że w  GlossyBox niestety trafiła mi się zupełnie nie pasująca do mnie pomadka Kryolan w kolorze super barbie pink. Całe szczęście w tym nieszczęściu, że udało mi się wymienić z pewną uroczą dziewczyną na kolor LC101 czyli, przepiękną ciepłą czerwień.
Mam ją dopiero od kilku dni, ale jestem z niej niesamowicie zadowolona. Cieszę się, że udało mi się na nią wymienić. 


Jak już pisałam, szminka ta ma odcień ciepłej czerwieni, ale nie jest zbyt pomarańczowa. Ma kremowe wykończenie (na niektórych blogach czytałam, że matowe, ale mat to to zdecydowanie nie jest), dzięki czemu nie wysusza ust. Pięknie się rozprowadza, nie podkreśla suchych skórek i do tego długo się utrzymuje. Dzięki temu, że delikatnie odbarwia usta na czerwono, nawet po jedzeniu wciąż pozostaje na ustach jako tzw. stain.


Teraz już w swojej kolekcji mam chyba zapas czerwieni na najbliższe kilka lat. Na szczęście bardzo lubię chodzić w mocniejszych pomadkach nawet na dzień. Pomadka Kryolan to zdecydowanie perełka w kwietniowym GlossyBox.

A wy jesteście fankami czerwieni na ustach, czy stawiacie na delikatniejsze podkreślenie warg?

piątek, 13 kwietnia 2012

Lunch czyli drugie śniadanie po naszemu

Naszło mnie na coś zdrowego do jedzenia. Przygotowałam więc sobie przepyszne kanapki. A żeby nie było, to się chwalę. A co! Niech się moje czytelniczki trochę poślinią do monitora! ;)


Bazę kanapek tworzy mój ulubiony chleb pełnoziarnisty z orzechami z lokalnej piekarni. Oj będzie mi go brakować jak wyjadę :( Pieczywo posmarowałam białym serkiem ze szczypiorkiem, na to listek sałaty lodowej - uwielbiam jej chrupkość - dwa cieniutkie plasterki mozzarelli, kawałek wędzonego łososia, kleks sosu czosnkowo-ziołowego na bazie jogurtu greckiego, a na koniec plasterek jajka.

Oczywiście żadna kanapka nie smakowałaby odpowiednio bez czarnej herbaty w ulubionym kubku.


A wy jakie lubicie kanapki?

Brzoskwiniowy szampon Alterra

Jakiś miesiąc temu w haulu pokazywałam wam szampon Alterra Nadający połysk z brzoskwinią i pszenicą. Dziś przychodzę do was z jego recenzją. 


Ja od szamponu oczekuję, że moje włosy oczyści. I tyle. Dlatego w obietnice o lśniących włosach nie wierzyłam, zwłaszcza, że moje są blond i w dodatku zniszczone rozjaśnianiem. Ale dla porządku powiem - moje włosy jak się nie świeciły, tak się nie świecą. 

Już od dłuższego czasu czaiłam się na wypróbowanie szamponów Alterry, bo ich świetny skład jest szeroko znany na blogach.  Dlatego jak zobaczyłam, że w Rossmanie jest na nie promocja to bez wahania wpakowałam jeden do koszyka. Oczywiście najpierw wszystkie obwąchałam i ten zapachowo przypadł mi do gustu najbardziej.

Jego zapach to soczysta, świeża brzoskwinia. Aromat jest tak słodki, że od razu skojarzył mi się z brzoskwiniami w syropie z puszki. Używanie go to sama przyjemność. 

Konsystencja kosmetyku trochę mnie zaskoczyła. Jest przeźroczysta, żelowa, albo raczej galaretkowa. Dokładnie! Kojarzy mi się z nie do końca jeszcze stężałą galaretką. 

Mimo, że szampon nie zawiera SLS, a jedynie związki aktywnie myjące pochodzenia roślinnego (cokolwiek to znaczy) pieni się całkiem mocno.
Dodatkowo, mimo iż nie zawiera silikonów, to nie pozostawia uczucia szorstkich, tępych i splątanych włosów. Oczywiście po każdym myciu nakładam odżywkę lub maskę, ale już podczas spłukiwania szamponu z włosów czuć, że są one w dobrej kondycji.


Podsumowując, szampon zdecydowanie przypadł mi do gustu i biorąc pod uwagę jego przystępną cenę i naturalny skład z pewnością będę chciała wypróbować jeszcze inne z tej marki.

Ocena: 10/10

Czy jest jakiś inny szampon z Alterry, który próbowałyście i polecałybyście jako następny zakup?

czwartek, 12 kwietnia 2012

Reading is cool!

Od jakiegoś już czasu widuję ten tag i niesamowicie mi się on spodobał. Pewnie dlatego, że bardzo lubię czytać. Mimo, że nie mam na to za dużo czasu to od kilku miesięcy staram się znaleźć choć godzinę dziennie. Dlatego chętnie podzielę się z wami moimi ulubionymi dziełami pisanymi.


O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Najbardziej lubię czytać wieczorem, tuż przed snem czyli ok 23-24 wieczorem. Idealnie mnie to wycisza i pozwala szybko zasnąć. Czasami jest to jednak niebezpieczne, bo jak książka wciągnie, jak się zagapię... to poranne wstawanie boli ;)

Gdzie czytasz?
W łóżku, pod kołderką i w piżamce ;) Nie cierpię za to czytania w komunikacji miejskiej.

W jakiej pozycji najchętniej czytasz?
Na leżąco, na plecach lub na boku. Zawsze podczas czytania zmieniam pozycję kilkakrotnie, bo coś mi cierpnie ;)

 Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Najbardziej lubię książki Sci-fi oraz fantasy. Lubię jak w książkach coś się dzieje, są przygody i trochę magii. Nie lubię jednak typowych klasyków fantasy, Tolkien przyprawia mnie o chroniczne ziewanie. Poza tym nie wzgardzę też dobrym kryminałem.

 Jaką książkę ostatnio kupiłaś/dostałaś?
Ostatnio dostałam książkę w prezencie świątecznym i nie była to książka typowo rozrywkowa "Zakamarki Marki" Pawła Tkaczyka. Książka napisana jest w bardzo przystępny sposób  i niesamowicie szybko się ją czyta. Skupia się głównie na podstawach budowania marki więc jeśli już coś niecoś wiesz na ten temat to ta pozycja raczej nie wniesie nic nowego.

źródło: helion.pl

Co czytałaś ostatnio?
Ostatnio skończyłam czytać  "Grę o tron" Georga R. R. Martina. Musze się przyznać, że męczyłam się z nią około roku. Sama historia bardzo mi się podoba, jednak widziałam już serial i wiedziałam jak potoczą się losy bohaterów przez co nie miałam motywaci by czytać i dowiedzieć się co się z nimi stanie dalej. Udało mi się jednak dobrnąć do końca tego tomiszcza i zacząć część kolejną.

źródło: empik.com
Co czytasz obecnie?
No właśnie, kolejną część Sagi lodu i ognia czyli "Starcie królów" Georga R. R. Martina. Jestem mniej więcej w połowie i czytam z zapartym tchem. Mam swoich ulubionych bohaterów, jak i tych których dzieje mnie nudzą, ale ostatecznie bardzo podoba mi się ta książka.

źródło: empik.com
Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi?
Zdecydowanie używam zakładek. Przeważnie są to papierki które znajdę pod ręką, paragony, karteluszki z notatkami, a obecnie jest to koperta, w której dostałam od rodziców pieniądze na urodziny.

E-book czy audiobook?
Szczerze mówiąc nigdy nie korzystałam ani z jednego, ani z drugiego więc ciężko mi się wypowiadać.

Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
Mam jedną taką z głębokiego dzieciństwa  "Martusia i Gufi" autorstwa belgijskiego pisarza Pierre Couronne. Ja miałam tylko tom 2, ale czytałam go bardzo często. Zawiera on kilka krótkich opowiadań o przygodach dziewczynki i jej dzielnego przyjaciela, pieska o imieniu Guffi okraszonych pięknymi i kolorowymi ilustracjami.



Gdy byłam już starsza zafascynowałam się serią książek o Harrym Potterze. Przeczytałam tylko 4 pierwsze części, później już jakoś nie było okazji przeczytać kolejnych, ale myślę że kiedyś jeszcze z chęcią to nadrobię.

źródło: empik.com

Którą z postaci literackich cenisz najbardziej?   
Nie wiem. Na prawdę nie wiem. Jest dużo postaci, które lubię, ale nie potrafię wymienić ich z głowy.

Brakuje mi w tym tagu pytania o ulubionego pisarza więc pozwolę je sobie dodać:
Moim ulubionym pisarzem jest Andrzej Ziemiański, który napisał między innymi "Achaję", "Breslau for ever" czy "Toy Wars" oraz wiele opowiadań mi: "Autobahn nach Poznań" czy "Zapach szkła".
Uwielbiam jego styl i to że pisze tak różnorodne powieści, często apokaliptyczne lub z pogranicza fantasy. Kupujemy z mężem praktycznie wszystko co wyda w ramach wydawnictwa Fabryka Słów.

źródło: fabrykaslow.com.pl
źródło: fabrykaslow.com.pl
źródło: fabrykaslow.com.pl
źródło: fabrykaslow.com.pl

Jeśli wy też lubicie czytać to serdeczenie zapraszam was do wykonania tego tagu.

P.S. Niestety nie mogę pokazać zdjęć moich książek, bo ich kolekcja aktualnie wygląda tak:



Ja chciałabym otagować:

środa, 11 kwietnia 2012

Nice night in vegas




Tak pomalowane paznokcie nosiłam przez święta. Mam na nich jeden z moich ulubionych lakierów Essie Nice is Nice. Uwielbiam go ze względu na trwałość, choć nienawidzę ze względu na problematyczne nakładanie. Na górze zdobi go topcoat Essence Night in Vegas. Razem tworzą lekką, ale i za razem trochę zwariowaną wiosenną kompozycję.



wtorek, 10 kwietnia 2012

Catrice Eyebrow Set

Dziś mam dla was recenzję kosmetyku, którego używam codziennie. Jeszcze rok temu gdyby ktoś mi powiedział, że nie będę wychodzić z domu bez podkreślonych brwi, to popukałabym się w czoło. Teraz szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie bez tego produktu makijażu zarówno wieczorowego jak i dziennego. Przedstawiam wam Catrice Eyebrow Set czyli zestaw cieni do brwi. Jestem blodnynką i moje brwi są dość jasne, szczególne w zewnętrznych końcach, czyli tam gdzie teoretycznie powinny być najciemniejsze. Dodatkowo nadmierna "regulacja" w młodości zrobiła swoje, więc łuki są bardzo "dziurawe", więc taki wspomagacz jest im niezbędny.


Produkt zapakowany jest w czarne plastikowe pudełeczko. Samo tworzywo jest całkiem dobrej jakości, jednak napisy jak widać ścierają się w niezbyt estetyczny sposób.


W środku znajdziemy lusterko i to co najważniejsze czyli dwa matowe cienie w kolorach chłodnego brązu i beżu. Łącznie otrzymujemy 4 g produktu ważnego do 24 miesięcy po otwarciu.


Z boku znajduje się niewielka szufladka, w której znajdziemy mini pęsetkę oraz mini skośnie ścięty pędzelek i mini szczoteczkę do rozczesania brwi.


Mini przypory nie są zbyt wygodne w użyciu, ale na weekendowy wyjazd, gdy nie chcemy brać pędzla, szczoteczki i pęsety jest w sam raz.


Ja na co dzień do nakładania produktu używam ściętego pędzelka firmy Inglot o numerze 31T. Jest on dość miękki jak na pędzelek do brwi, ale dzięki temu efekt podkreślenia jest bardzo delikatny, idealny dla blondynki.


Od góry: zmieszane oba cienie, jaśniejszy cień, ciemniejszy cień.

Same cienie nie są mocno napigmentowane, ale dzięki temu trudniej zrobić sobie krzywdę. Mimo to są bardzo wydajne, w końcu potrzeba tylko niewielkiej ilości by doprowadzić brwi do porządku.

Podsumowując, brwi są bardzo istotnym elementem makijażu, który często jest pomijany. Moim zdaniem warto zainwestować w ten, czy inny produkt do makijażu brwi i przekonać się ile dobrego może zdziałać. Catrice Eyebrow Set dla mnie jest nieodłącznym elementem codziennego makijażu i jak na razie nie szukam niczego innego.

Ocena: 10/10