piątek, 30 marca 2012

Bio? Eco? Natural? Czy można im ufać?

Dziś będzie wpis na temat, który nurtuje mnie od dłuższego czasu. Chodzi mi o marketing związany z produktami naturalnymi. Oczywiście chodzi mi o produkty, których nazwy mają sugerować ich naturalność, a kiedy przyjrzymy się ich składom to okaże się, że z naturą to wspólną mają tylko nazwę. Zdecydowałam się wyrzucić z siebie to wszystko kiedy zobaczyłam w telewizji reklamę kolejnego pseudo-naturalnego kosmetyku - ale o nim później.

Uważam się za dość świadomą konsumentkę, ale nie zawsze tak było. Kiedyś wierzyłam, że jak producent coś mówi to tak pewnie jest. Wiem, że jest wiele kobiet, które wciąż tak myślą.

Nastała moda na kosmetyki ekologiczne, naturalne, bio itp., ale nie ma przepisów ustalających co można nazwać naturalnym, a co nie. Tę lukę wykorzystują specjaliści od marketingu mamiąc nas obietnicą naturalnej pielęgnacji.

Nie jestem ekologicznym freakiem i nie kupuję wyłącznie naturalnych kosmetyków, nie uważam, że jak użyję trochę chemii to mi twarz odpadnie, a włosy zgniją, jednak nie lubię być okłamywana. Wy pewnie też nie lubicie.

Kosmetykiem o którym pisałam wcześniej jest nowa farba ze stajni Henkel Syoss Pro Nature. Co mówi nam przyjemny głos w reklamie? Że zawiera ekstrakt z miłorzębu japońskiego i dostępna jest w 12 naturalnych kolorach. WŁAŚNIE! "Naturalnych kolorach" to klucz do jej naturalności, nie skład jest naturalny, a kolory. A cudowny i naturalny ekstrakt z miłorzębu japońskiego znajduje się w dołączonej odżywce, a nie w farbie. Trochę to nie fair wobec konsumentek.


Ale żeby nie było, że wybrałam sobie kozła ofiarnego pokażę jeszcze jeden przykład chemii kamuflującej się pod pięknie i naturalnie brzmiącą nazwą czyli serię Pantene Pro-V Nature Fusion. Znowu mamy ładne zielone opakowania, obietnicę spotkania z naturą i już niezbyt naturalny skład.


Nie zrozumcie mnie jednak źle. Nie uważam powyższych kosmetyków za buble! Farby Syoss bardzo lubię i używam regularnie ich klasycznej linii, odżywkę Pantene Nature Fusion miałam, zużyłam całą i moim zdaniem to zwykła, drogeryjna odżywka - bez rewelacji, ale włosy nam przez nią nie odpadną.

Co zatem zrobić żeby nie dać się zwieść marketingowcom? Niestety zadanie to nie jest proste. Trzeba nauczyć się rozszyfrowywać składy kosmetyków. Jest to trudne i czasami czasochłonne i samej czasami po prostu mi się nie chce wytężać wzroku by przeczytać te wszystkie drobne maczki. Dlatego też mam dwie inne małe rady:

1. Im krótszy skład kosmetyku i im mniej niezrozumiały, tym większe prawdopodobieństwo, że producent podarował sobie zbędne ulepszacze.

2. Oznaczenie procentowe zawartości składników naturalnych - o ile producent może nadać linii kosmetyków nazwę kojarzącą się z naturalnością, o tyle nie może zmyślić informacji o składzie. Jednocześnie można założyć, że jeżeli skład kosmetyku jest bardzo naturalny to producent ma powód do dumy i powinien się tym chwalić - czyli chcieć zamieszczać takie oznaczenie, wiec jeśli tego nie robi to powinnyśmy się bliżej przyjrzeć składowi.




Wiem, że większość blogerek to świadome konsumentki, mam jednak nadzieję, że komuś ten wpis pomógł, otworzył oczy i rozjaśnił umysł, dzięki czemu będzie dokonywać bardziej świadomych wyborów i będzie patrzeć na "naturalne" kosmetyki z przymrużeniem oka.

13 komentarzy:

  1. Dobra robota . Tak myślałam, że naturalne to nie do końca, ale teraz wiem trochę więcej . ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwiema ręcami się podpisuję. tez mi to ostatnio nie dawało spokoju. Znalazłam taką stronkę http://www.goodguide.com/ i zaczęłam wszystkie produkty w domu analizować (nie wszystkie rzecz jasna tam się znajdują), ale pacze i pacze i oczom nie wierzę:-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. jak widzę te bijące po oczach napisy, o których wspominasz powyżej, zwłaszcza na drogeryjnych półkach to dziele przez dwa i biorę je pod lupę, taką ze wzmocnioną soczewką ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja sobie kupiłam dzisiaj tą farbę z Syossa - ale tylko ze względu na obniżoną ilość amoniaku. Niestety, nie miałam możliwości kupić dzisiaj farby ziołowej. Ale fakt, wstawienie słowa nature ( prawie jak natural) czy inne takie zabiegi powodują, że znaczna część populacji myśli, że jest to zdrowe, nie szkodzi i jest naturalne :) Albo marketingowcy na to liczą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak się żartuje, że coś jest mineralizowane a nie mineralne, tak w przypadku niektórych produktów powinno się mówić że są "naturalizowane" a nie naturalne :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę się trochę nie zgodzić. Powtarzana często rada "im krótszy skład, tym lepszy" nie chroni konsumentów przed kupieniem chemicznej bomby. Co z tego, że skład będzie krótki skoro np. krem będzie na bazie oleju mineralnego? (=parafiny, przynajmniej dla mnie jest to niedopuszczalne, np. http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=1627).
    A z drugiej strony co z tego, że krem w 95% składa się z substancji pochodzenia naturalnego, tak jak np. ten AA, z serii którą umieściłaś powyżej (http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=45036). Pierwszym składnikiem jest alkohol (ale to jest absolutnie normalne w kosmetykach naturalnych), potem idzie jedna z wielu wersji chemicznie przetworzonego oleju kokosowego będąca jedynie emolientem (ok, to jest roślina, ale taka trochę po przejściach..), a potem... dodatek zapachowy! Co znaczy, że wszystko, co jest po zapachu i wszystko, czym chwali się producent występuje w ilości śladowej! Serio, ale nie ma uniwersalnych rad dot. wyboru kosmetyku naturalnego, trzeba po prostu wszystko samemu sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety masz rację i to chyba jest najgorsze. Składy pisane są niezrozumiałym dla przeciętnego konsumenta językiem chyba właśnie po to żeby łatwiej było go mamić. Przy kupowaniu kosmetyków trzeba się chyba stosować starą szpiegowską dewizą "nie ufaj nikomu" ;)

      Usuń
  7. ja niedawno zaczęłam wdrażać w życie plan analizowania składów, co niestety nie jest proste. Wszelkie strony z opisami składników kosmetyków są teraz moimi najlepszymi przyjaciółmi. Czytam i staram się zapamiętywać :)

    OdpowiedzUsuń
  8. denerwuje mnie że tak wprowadzają ludzi w błąd, choć już dawno nauczyłam się nie wierzyć we wszystko co piszą.

    OdpowiedzUsuń
  9. Sceptycznie pochodzę do wersji 'eko' drogeryjnych kosmetyków, szczególnie jeśli producenci są wielkimi koncernami, testującymi na zwierzętach. Jest moda na naturalne kosmetyki, trzeba wybierać z głową.

    OdpowiedzUsuń
  10. czasami na opakowaniu jest znaczek, że kosmetyk ma jakiś eko-certyfikat, a ten certyfikat może dotyczyć tylko jednego składnika tego kosmetyku, a nie wyklucza chemicznych dodatków ;/ trzeba wszystko dokładnie analizować

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety, producenci to przebiegłe szuje... :D

    OdpowiedzUsuń
  12. zgadzam się w zupełności!
    eco to świetny chwyt marketingowy i tyle

    OdpowiedzUsuń